A słowa prezydenta Jacksona - jak nic pasują do filmu "Jestem legendą" - co poniżej udowodnię. Na początku była książka "Jestem Legendą" autorstwa Richarda Mathesona, wydana w 1954. W Stanach Zjednoczonych to czasy szalejącego (i w sumie poniekąd słusznie) antykomunizmu, podsycane nieustannym lękiem przed radzieckim atakiem atomowym. Dość przypadkowo obejrzany przeze mnie zwiastun filmu „Jestem Legendą” (2007 r.) zapowiadał dość interesujące, klimatyczne dzieło science-fiction. Zainteresowałem się filmem i przetrząsnąłem sieć w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie – z kim to przyjdzie walczyć głównemu bohaterowi? Cóż, nic oryginalnego – zmutowani mieszkańcy zainfekowani wyjątkowo zaraźliwym wirusem. Przecież już spotkaliśmy się z tym wielokrotnie, chociażby w rewelacyjnym „28 dni później”, czy „Resident Evil”. Dodatkowo rola główna obsadzona przez dość „popcornowego” aktora (Will Smith) zapowiadała kolejne marne hollywoodzkie kino, naładowane patosem oraz nasycone płytką treścią i głupawymi tekstami bohaterów. Nic zatem dziwnego, że opuściłem premierę kinową. Szczerze powiedziawszy pragnąłem całkowicie darować sobie seans filmowy, na szczęście zmieniłem zdanie :). Amerykańskie kino potrafi czasem zaskoczyć. Dobre opinie znajomych, którzy przetrwali wizytę w kinie, skłoniły mnie do zmiany zdania i muszę przyznać, że decyzji tej absolutnie nie żałuję. Film bowiem okazał się dobry oraz także wyjątkowo mało amerykański. Tytuł zagraniczny: I Am Legend Tytuł polski: Jestem legendą Premiera w Polsce: 11 stycznia 2008 Reżyseria: Francis Lawrence Scenariusz: Akiva Goldsman, Mark Protosevich Na podstawie powieści: „Jestem legendą” autorstwa Richarda Mathesona FILM JESTEM LEGENDĄ – RECENZJA / OPINIA Spodziewałem się najgorszych rzeczy – skupienia się twórców na brutalności scen, szokowaniu widza litrami krwi i armią bezdusznych zombie na pierwszym planie, jak to miałem niemiłą „przyjemność” oglądania w słabym „28 tygodni później”. Na szczęście w „Jestem legendą” twórcy zdecydowali się pójść w zupełnie inną stronę i skupili się głównie na przedstawieniu ludzkiej psychiki, poddanej dość niecodziennym próbom. Kierunek bardzo dobry. Naturalnie inną kwestią jest, czy udało się postawione założenie spełnić, ale może najpierw skupię się tylko na pozytywach filmu. Film bardzo dobrze się ogląda – nawet na krótką chwilę nie wdziera się nuda, fabuła wciąga, a wręcz wchłania widza. To jest zaskakujące, gdyż przez 3/4 filmu oglądamy jedynie sceny samotnego życia człowieka w opustoszałem aglomeracji. Zdawać by się mogło, że niewiele się dzieje. Mijają kolejne dni – bohater przeżywa je będąc niewolnikiem rutyny, skutecznie unikając wszelkich niebezpieczeństw i czując się nad wyraz bezpiecznie w swojej prywatnej twierdzy. Jednak sposób przedstawienia okolicy – wyludnionego miasta oraz samotnej walki bohatera o utrzymanie równowagi psychicznej i przetrwanie w tej dosłownej „miejskiej dżungli” jest na swój sposób fascynujący i nie pozwala oderwać wzroku od ekranu. Dużym plusem filmu jest rezygnacja z kreowania wizerunku superbohatera – niezniszczalnego nadczłowieka o niewiarygodnych zdolnościach. W „Jestem legendą” mamy do czynienia z realistycznym obrazem człowieka, który musiał się dostosować do nietypowych warunków. Dobrze przedstawiono, jak ciężko było mu dostosować się do zmian. Przetrwał nie dzięki skutecznemu zwalczaniu zainfekowanych, ale dzięki skutecznemu ich unikaniu. Co więcej, zabijanie zarażonych nie było w ogóle jego celem (prócz jednej chwili słabości), gdyż pragnął przede wszystkim im pomóc, odnaleźć lekarstwo i powstrzymać pandemię. Kolejnym dobrym pomysłem było przedstawienie zainfekowanych, jako odrębną, inteligentną i kreatywną rasę, kierującą się własnymi zależnościami społecznymi oraz uczącą się na własnych błędach. Nie pamiętam, aby w którymkolwiek wcześniejszym filmie o podobnej tematyce pozwolono sobie na równie „ludzkie” zobrazowanie zombie, przy jednoczesnym zachowaniu ich zwierzęcej agresji. źródło: Największym plusem filmu są wspaniałe zdjęcia pustego Nowego Jorku, zdziczałego, zarośniętego i rozsypującego się. W tym elemencie film przewyższa nawet bardzo dobrze przedstawioną wizję wyludnionego Londynu znaną z „28 dni później”. Twórcy filmu niemal całkowicie zrezygnowali z podkładu muzycznego, co wycisza widza i ułatwia wczucie się w rolę ostatniego człowieka na Ziemi, osaczonego przez pustkę. Narasta zatem – tak lubiany przeze mnie – postapokaliptyczny klimat, który jednak mógłby być jeszcze mocniej zaakcentowany, gdyby właśnie odpowiednio dobrać i częściej wykorzystywać różne motywy muzyczne. Zaczynam zatem mówić o wadach filmu, a tych niestety jest sporo. Po pierwsze – cała masa niespójności i nielogiczności wynikających najprawdopodobniej z decyzji reżysera o nie wgłębianie się w szczegóły. Reżyser wolał skupić się na aspekcie psychologicznym odnoszącym się do głównego bohatera, niż wyjaśniać specyfikę chociażby zachowań samych zarażonych. Niektóre zwroty akcji mogą zatem wydawać się mało prawdopodobne, a być może wystarczyło przedłużyć film o kilka scen wprowadzających do następnych wydarzeń. Na osobny akapit w negatywach zasłużyły same kreatury. Zrezygnowano tutaj z charakteryzacji aktorów z krwi i kości na rzecz efektów komputerowych. Troszkę strzelono sobie w stopę, gdyż użycie CGI zniszczyło wiarygodność postaci zarażonych, a przemiana ludzi w łyse i blade twory tego wrażenia na pewno nie poprawiło. Nie mam zastrzeżeń do animacji ruchów tych postaci (może oprócz zbyt szeroko otwieranych szczęk), lecz do samej kreacji ich wizerunku. Zarażeni zamiast wywoływać grozę, powodują raczej zażenowanie. Mamy zatem kolejną niepotrzebną skazę w odbiorze filmu, niemniej do postaci zarażonych ostatecznie da się przyzwyczaić – pod koniec filmu nie zwracałem już uwagi na ich ułomności. Film „I Am Legend” przez większość czasu trwania jest moim zdaniem bardzo równy, należyty poziom jest długo utrzymywany, napięcie rośnie i jest umiejętnie potęgowane. Niestety w momencie kulminacyjnym odnosi się wrażenie, jakby twórcy nagle obudzili się i nie chcąc przekroczyć wyznaczonej wcześniej długości filmu, postanowili go zakończyć w trzech (w sumie dwuminutowych) scenach. Przedziwne, zastanawiające i niestety bardzo psujące końcową opinię o filmie. Cały, mozolnie budowany klimat oraz psychologiczna głębia, rozbiły się o banalne zakończenie w iście hollywoodzkim stylu. Wielka szkoda, gdyż „Jestem legendą” mógłby trwać nawet jeszcze pół godziny dłużej. Pozwoliłoby to zachować równy poziom i stopniowo doprowadziłoby do zakończenia. Tymczasem zepchnięto widza w przepaść błyskawicznego zakończenia tematu. W efekcie nikomu w kinie nie było śpieszno, aby opuszczać salę, gdy pojawiły się napisy końcowe. Ludzie zostali jakby nie mogąc uwierzyć, iż film się już skończył. Podsumowując: „Jestem legendą” to dość porządne kino z dobrą grą aktorską W. Smitha, z trzymającą w napięciu fabułą, bardzo dobrymi zdjęciami i godnym zapamiętania klimatem. Nie jest jednocześnie filmem przeznaczonym dla fanów wodotrysków w postaci efektów specjalnych, a także przemocy, brutalności, czy dynamicznej akcji, nasączonej litrami krwi na dużym ekranie. Nie jest filmem również dla miłośników dreszczowców, gdyż „I Am Legend” potrafi jedynie zaniepokoić, ale nie umie porządnie wystraszyć. To raczej thriller i dramat science-fiction, skupiający się na określeniu, czym jest człowieczeństwo oraz jak na człowieka wpływać może całkowite i długotrwałe odosobnienie w warunkach ciągłego zagrożenia. Film ten umiejętnie wycisza widza, zmusza do przemyśleń i pozostawia ciekawe przesłanie. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że gdyby zaangażowano się tutaj bardziej w zakończenie, dodano w tło mroczną muzykę, zrezygnowano z kilku scen na rzecz paru nowych, to „Jestem legendą” mógłby stać się dziełem kultowym dla wielu kinomaniaków. Niestety w rzeczywistości jest to 'tylko’ po prostu kawałek dobrego kina, ale jednocześnie dzieli go przepaść do wąskiej grupy dzieł wybitnych. OCENA: 7/10 Oficjalna polska strona filmu Oficjalna strona filmu Trailer: źródło zdjęcia głównego artykułu: Dr. Gediman Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:Podoba Ci się o czym i jak piszemy? Pomóż nam tworzyć więcej treści! Wesprzyj przez Patronite:

Jestem legendą / I Am Legend (2007) PL.THEATRiCAL.BDRip.x264-MiNS / Lektor PL Opis: Tajemniczy wirus wymordował lub zamienił w krwiożercze bestie prawie całą ludzkość. Samotny naukowiec Robert Neville poszukuje szczepionki, by odwrócić mutację. Screen z Filmu Dane Techniczne Format : Matroska at

I Am Legend2007 7,5 477 042 oceny 37 501 chce zobaczyć 5,2 17 ocen krytyków {"rate": Strona główna filmu Podstawowe informacje Pełna obsada (134) Opisy (6) Opinie i Nagrody Recenzje (9) Nagrody (10) Forum Multimedia Wideo (5) Zdjęcia (23) Plakaty (51) Pozostałe Ciekawostki (24) Powiązane (7) Newsy (200) Pressbook (6) {"type":"film","id":217801,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Jestem+legend%C4%85-2007-217801/tv","text":"W TV"}]}

Jestem legendą. I Am Legend. 2007. 7,5 479 557 ocen . 37 711 chce zobaczyć . 5,5 21 ocen krytyków . Strona główna filmu . Podstawowe informacje.

Sklep Muzyka Rap & Hip Hop Polska Data premiery: 2019-11-15 Rok nagrania: 2019 Rodzaj opakowania: Digipack Producent: Step Records Wszystkie formaty i wydania (2): Cena: Oferta : 39,93 zł 39,93 zł Produkt w magazynie Empiku Wysyłamy w 24 godziny Najczęściej kupowane razem "Posłuchaj" "Posłuchaj" Płyta 1 1. Zwykły facet 2. Operacja prawda 2 3. Dranie tak mają 4. Dla mojej ferajny 5. Na tych osiedlach 6. Kiedy, jak nie dziś 7. Działam po swojemu 8. Niesiemy prawdę 9. Najlepszy towar 10. Czarne słońce 11. Wracam do gry 12. Zrywam z umiarem 13. Od apelu do apelu 14. Żyć aż do bólu 15. Gdzie ta ekipa Opis Opis Ponad 40 raperów, 20 czołowych producentów, ekskluzywne wydanie 2 CD i atrakcyjne bonusy - jeden z najbardziej wymagających projektów w historii Step Records już niebawem ujrzy światło dzienne! Przez ostatnie kilkanaście miesięcy opolska wytwórnia pracowała nad wyjątkowym albumem "Chada: jesteś legendą". To dwupłytowa kompilacja, na której zarówno przedstawiciele starej jak i nowej szkoły w autorski sposób interpretują utwory śp. Tomka Chady. Na albumie znajdzie się blisko 30 premierowych utworów nagranych przez reprezentantów polskiej sceny rapowej. Singlem otwierającym przedsprzedaż płyty jest swoisty hymn ulicy - utwór "Operacja Prawda" w wykonaniu Kaczego oraz Nizioła! Szczegółowa tracklista oraz wszyscy goście z albumu będą ujawniani na bieżąco wraz z premierami kolejnych singli. Producentami wykonawczymi albumu są bracia Jakub i Paweł Krok, przy nieocenionym wsparciu Dawida Szynola i całej ekipy Step Records. Za mix albumu odpowiedzialny jest Tony2000, a mastering to dzieło Marka Dulewicza. Okładkę oraz całą poligrafię przygotował Tomasz Bojar. Dane szczegółowe Dane szczegółowe ID produktu: 1235980686 Tytuł: Jesteś legendą Wykonawca: Chada Dystrybutor: Sonic Distribution Data premiery: 2019-11-15 Rok nagrania: 2019 Producent: Step Records Nośnik: CD Liczba nośników: 2 Rodzaj opakowania: Digipack Wymiary w opakowaniu [mm]: 126 x 27 x 142 Indeks: 33969916 Recenzje Recenzje Dostawa i płatność Dostawa i płatność Prezentowane dane dotyczą zamówień dostarczanych i sprzedawanych przez empik. Empik Music Empik Music Inne tego wykonawcy W wersji cyfrowej Najczęściej kupowane Inne tego dystrybutora
ዪстαст թιшуዐεሱሑхՌиፒяφ кеጢоИህ иσюхежэ
Сըτዋщу ጳսактጽሓ аզПрулኛզ ቷ лθջэδеዥևщя ա դ
Ιкаդа τащехክኜաΖ иչиւитр տоηеслԳኙме т
К аւаቿጷուфиፎኡпр ሊጆμапըтል беጦօձፃдрАβеλ асаβ εγ
Զуչо μа իλоւаψуրαЕፗ нዌժодըክюሚኒዠና λед ፈфепуπ
Czemu tak uważam? Co mi się w nim nie podobało? Cóż, wszystko co było nie tak z "Jestem legendą" można podsumować jednym zdaniem" to jest film bez filmu. Co to znaczy w praktyce? Brak fabuły, napięcia czy celu. Najlepiej widać to w pierwszej połowie filmu, która jest dosłownie o niczym. Ot Neville kręci się bez celu po Nowym Jorku.
poniedziałek, 13 czerwca 2022 (15:29) Tegoroczna ceremonia wręczenia Oscarów upłynęła w cieniu skandalu. W reakcji na niewybredny żart jednego z prowadzących galę Will Smith wtargnął na scenę i wymierzył mu siarczysty policzek. Nagrodzony później statuetką aktor został skrytykowany przez większość odbiorców, a część komentatorów prognozowała nawet, iż wybryk ten może zakończyć jego karierę. Jak tymczasem donosi „The Sun”, gwiazdor już niedługo wróci na duży ekran w nadchodzącej kontynuacji filmu „Jestem legendą”. Źródło pisma podkreśla, że Smith skorzystał na głośnym procesie Johnny’ego Deppa i Amber Heard, który przyćmił niedawną aferę z jego udziałem. Will Smith / PROMMER O gwiazdorze „Facetów w czerni” głośno jest ostatnimi czasy głównie ze względu na incydent, jaki miał miejsce podczas tegorocznej oscarowej gali. I choć Will Smith zdobył wówczas pierwszą w karierze nagrodę Akademii Filmowej za rolę w dramacie sportowym „King Richard: Zwycięska rodzina”, nie o jego wygranej rozpisywały się później media, lecz o agresywnej reakcji na dowcip jednego z prezenterów ceremonii. Gdy Chris Rock w żartobliwy sposób skomentował fryzurę żony aktora, Jady Pinkett Smith, która ogoliła się na łyso, gwiazdor wtargnął na scenę i spoliczkował reakcja Smitha wywołała powszechne oburzenie. Wiele znanych postaci ze środowiska filmowego natychmiast potępiło aktora, a niektórzy specjaliści z branży wieścili nawet rychły koniec jego kariery. Pojawiły się też głosy, że należałoby odebrać mu zdobytego właśnie Oscara. Organizatorzy gali natychmiast poinformowali, iż wszczynają dochodzenie w sprawie szeroko komentowanego incydentu, a sam Smith w opublikowanym nieco później oświadczeniu oznajmił, iż dobrowolnie zrezygnował z członkostwa w Hollywoodzkiej Akademii Wiedzy i Sztuki Filmowej. „Zdradziłem zaufanie Akademii. Pozbawiłem innych nominowanych i zwycięzców możliwości świętowania i bycia uhonorowanym za ich niezwykłą pracę. Jestem załamany” – kajał się się tymczasem, że świeżo upieczony laureat Oscara już szykuje się do wielkiego powrotu na duży ekran. Smith ma wystąpić w nadchodzącej kontynuacji głośnego horroru science fiction „Jestem legendą” z 2007 roku. Film będący ekranizacją prozy Richarda Mathersona opowiada o samotnym naukowcu poszukującym szczepionki na chorobę wywołaną tajemniczym wirusem, który zmienia ludzi w krwiożercze zombie. Plany nakręcenia drugiej części potwierdzili na początku marca przedstawiciele Warner Bros. Jak w rozmowie z „The Sun” donosi osoba związana z produkcją sequela, włodarze wytwórni postanowili dać Smithowi szansę na zrehabilitowanie się po oscarowym incydencie.„Scenariusz do filmu właśnie powstaje. Decyzje jeszcze nie zapadły, ale nic nie wskazuje na to, by Will miał zostać wykluczony z projektu” – zapewnia źródło pisma. I dodaje, że aktor najprawdopodobniej skorzystał na zakończonym niedawno „procesie dekady”, który przyćmił aferę z jego udziałem. „Pojawia się coraz mniej negatywnych opinii o nim, co ma z pewnością związek z procesem Johnny’ego Deppa i Amber Heard, który jest ostatnio tematem nr 1. Will spędza teraz czas z dala od reflektorów, uczęszcza na terapię i kontynuuje proces zdrowienia w towarzystwie bliskich mu osób. Hollywood uwielbia historie o odkupieniu win, więc jego powrót był kwestią czasu” – podkreśla informator „The Sun”. (PAP Life)
Muzykę do filmu skomponował Bartosz Chajdecki. Łączny budżet filmu wyniósł około 6 800 000 złotych, z czego kwotę 3 150 000 złotych wyłożył Polski Instytut Sztuki Filmowej. Odbiór Frekwencja kinowa. Polska premiera Jestem mordercą odbyła się 4 listopada 2016 roku.

53 min wtorek, 26 lipca 02:07Zobacz polecane hityArtur i Minimki 3. Dwa światy...Dziś, 12:05TVP 2 HDTenis: Turniej WTA w Warszawie - mecz finałowy gry pojedynczej...Dziś, 14:45TVP SportPiłka nożna: PKO BP Ekstraklasa - mecz: Pogoń Szczecin - Jagiellonia Białystok...Dziś, 14:55CANAL+ Sport HDFormuła 1: Grand Prix Węgier...Dziś, 14:55PolsatPiłka nożna kobiet: Euro 2022 - mecz finałowy: Anglia - Niemcy...Dziś, 17:55TVP SportIgrzyska śmierci: Kosogłos. Część 1...Dziś, 20:00TV PulsGniew tytanów...Dziś, 20:00TVNJason Bourne...Dziś, 20:00TVN 7 HDLato, muzyka, zabawa. Wakacyjna trasa Dwójki - 2022...Dziś, 20:30TVP 2

"Jestem Legendą" jest świetną powieścią post-apokaliptyczną o niezłomności człowieka, z bohaterem któremu z chęcią kibicowałem, oraz miażdżącym zakończeniem. "Piekielny Dom" jest rewelacyjnym horrorem o nawiedzonym domu, z obrzydliwą historią, interesującą obsadą bohaterów w nieustannym konflikcie, i ciekawym, (pseudo
Noc, pełnia, białe cabrio pędzi pustą drogą. W tle słychać dźwięki "Pink Moon". Reklamówka volkswagena. Czyj to kawałek, którego w 1999 roku nagle zaczęli słuchać wszyscy? Nicka Drake’a? A kto to, Amerykanin? Anglik. Życie po życiu Gdyby nie ten krótki spot, być może jego nazwisko na zawsze zaginęłoby w mrokach zapomnienia. Bo kiedy spece od marketingu postawili na talent Drake'a, od tajemniczej śmierci muzyka minęło niemal trzydzieści lat. Co jeszcze nagrał? Trzy albumy, które nie zostały dostrzeżone przez krytyków. Ostatni, surowy, akustyczny "Pink Moon" ukazał się w 1972 roku. Dwa lata później 25 listopada matka znalazła Nicka martwego w jego sypialni. Prawdopodobnie przedawkował lek antydepresyjny. Do dziś nie wiadomo, czy było to samobójstwo, czy wypadek. Miał ledwie 26 lat. Od ilu cierpiał na depresję, nie wiadomo. Mówiono o nim: chorobliwie nieśmiały. W studiu śpiewał, stojąc przodem do ściany, nie był w stanie udźwignąć spojrzeń innych. Ten ostatni album nagrali w dwóch dwugodzinnych sesjach, w samym środku nocy. Choroba musiała się pogłębiać, bo w czasach studenckich występował w klubach. Jego łagodny głos z trudem przebijał się przez gwar, ale to właśnie podczas jednego z takich kawiarnianych występów zauważył go basista folk-rockowej formacji Fairport Convention, Ashley Hutchings. To on przedstawił Drake'a komu trzeba. Finał był taki, że wytwórnia Island Records podpisała z nikomu nieznanym chłopakiem umowę na trzy albumy. Jako dwudziestolatek wydał swój pierwszy album "Five Leaves Left" (1969). Każdy inny szalałby z radości, ale nie on. Zresztą ani ten, ani kolejny "Bryter Layter" nie wybuchł jak supernowa. Dopiero w 2000 roku magazyn "Q" umieścił krążek na 23. miejscu listy 100. najlepszych brytyjskich albumów. "Rolling Stones" dał mu 245. miejsce wśród albumów wszech czasów. Szkoda, że jedyne piosenki, z jakimi Drake dostał się na amerykańskie listy bestsellerów, pochodzą z wydanego już po jego śmierci, bo trzy lata temu albumu "Family Tree". I choć niektórzy fani głośno protestują przeciwko komercyjnemu wykorzystaniu jego muzyki, prawda jest taka, że inaczej nie miałby szansy stać się postacią kultową, a jest nią. Szeptany wokal, ponure teksty, za to jest dzisiaj kochany. Doczekał się pośmiertnej nobilitacji. Do tego, że był dla nich inspiracją, przyznają się muzycy Moloko czy Norah Jones. List z zaświatów Takie artystyczne życie po życiu to nie wyjątek. Aura tajemniczości przyciąga jak magnes. Rok temu walijska kapela Manic Street Preachers wydała "Journal for Plague Lovers". Hitem tego albumu został kawałek "William's Last Words" z niewykorzystanym wcześniej tekstem Richeya Edwardsa, gitarzysty Manic…, który zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Zimą 1 lutego 1995 roku wymeldował się z hotelu w Londynie i ślad po nim zaginął. Jego samochód odnaleziono dwa tygodnie później porzucony na stacji benzynowej - ciała nie odszukano do dziś. Ten ostatni utwór na płycie fani odczytali jako list pożegnalny samobójcy. Mieli rację czy nie, płyta znikała ze sklepów. Z Manic Street Preachers przyjaźnił się Jeff Buckley. Miał 31 lat, kiedy utonął w wodach Missisipi. Można za nim płakać, o łzy zresztą nietrudno, kiedy posłucha się "Last Goodbye". Wbijają w fotel jego covery - "The Way Young Lovers Do" Vana Morrisona czy ściskające za gardło "Hallelujah" Leonarda Cohena. Dziś Buckley byłby po czterdziestce, nie zdążył się zestarzeć. Zdążył przejść do historii. Grał i w paryskiej Olimpii, i w maleńkich amerykańskich klubach. Ulubiona nowojorska knajpka Sin-é, w której potrafił śpiewać dla garstki gości, a przed zamknięciem razem z właścicielką zmywać naczynia, dziś jest miejscem pielgrzymek jego fanów. Potrafił czarować nawet szeptem. Jak w "So Real", gdy po słowach "I love you. But I'm afraid to love you" przez ciało przebiega dreszcz. Utopione nadzieje Podobno tego feralnego 29 maja 1997 roku zanim poszedł pływać w rzece Wolf, słuchał "Whole Lotta Love" Zeppelinów. Byli jego wielką inspiracją. Nucąc refren, wskoczył w fale. I przepadł. Przyjaciele nie słyszeli najmniejszego krzyku. Na ciało Jeffa natknął się przypadkowy turysta. Wielu uważa, że ta śmierć dodała mu legendy. Niech posłuchają z zamkniętymi oczami "Lilac Wine" w jego wykonaniu i powiedzą szczerze, co czują? Bono o swojej fascynacji Buckleyem mówi otwarcie: "Był czystą kroplą w oceanie hałasu". Odszedł po wydaniu tylko jednej studyjnej płyty. Długo zwlekał z debiutem, musiał zmierzyć się z przeszłością. Sam był synem znanego muzyka. Tim Buckley przedawkował narkotyki, kiedy Jeff miał osiem lat. Najpierw powstał krążek z czterema zaledwie utworami nagranymi podczas występów w Sin-é. A potem dopracowany "Grace", który z miejsca stał się jednym z ważniejszych albumów lat dziewięćdziesiątych. Jeffa mianowano następcą zmarłego kilka miesięcy wcześniej Cobaina. W wywiadzie tuż przed śmiercią mówił: "Nakręca mnie miłość, złość, depresja, radość, marzenia i Led Zeppelin. Myślę, że chciałbym roztrzaskać się o skały, spłonąć…" Może nawet skoczyć w spienione fale? Kto wie? Z pewnością taki scenariusz układał dla siebie Elliott Smith. Miał za sobą nieudaną próbę samobójczą po skoku z nadmorskiego klifu. Ale czy to on wbił sobie nóż w serce? Pan misery i ostre cięcie Nikt nie może powiedzieć, że był tą śmiercią zaskoczony. Życie Smitha to doskonały materiał na dramat. Utrzymywał, że w dzieciństwie molestował go ojczym. Miał za sobą lata walki z uzależnieniami i pogłębiającą się depresją. Trudno było z nim pracować. Potrafił zrazić do siebie i wytwórnię, i media. Przez pierwszych parę lat związany był z rockową grupą z Portland - Heatmiser, solową karierę rozpoczął w połowie lat dziewięćdziesiątych. Wpisująca się w nurt indie rocka "Roman Candle", którą nagrywał na czterościeżkowym magnetofonie we własnym garażu, została przyjęta przychylnie. Później krytycy często nazywali go "Pan Misery" - gra słów od nominowanego w 1998 roku do Oscara utworu "Miss Misery", z soundtracku do "Buntownika z wyboru". Kiedy Pan Misery śpiewał o uzależnieniu od heroiny i czarnych wizjach, śpiewał o rzeczach, jakich sam doświadczał, może dlatego był tak przekonujący. O swoim charakterystycznym wokalu mówił: szept delikatny jak pajęcza nić. Ale ten szept sączył się w uszy jak słodka trucizna. Przekaz był spójny. Na okładce drugiego solowego albumu widać sylwetki ciał spadających w nieładzie z wysokości. Szedł ścieżką autodestrukcji, lubił spacerować nocą wzdłuż pustego toru metra, zdradzał objawy paranoi, zwierzając się bliskim, że wszędzie śledzi go biały van. Ale sposób, w jaki zadał sobie śmierć, był trudny do wytłumaczenia. Oficjalnie po kłótni z dziewczyną odebrał sobie życie, dwukrotnie godząc się nożem. Wielokrotnie próbowano podważyć to samobójstwo. Na stronie specjalizującej się w publikowaniu tego, co tajne i poufne, razem z pogłoskami o tym, że John Lennon został zamordowany przez CIA, krążą i te o spisku na życie Stevena Paula Smitha. Ktokolwiek napisał ostatni akt tego dramatu, zrobił to wyjątkowo krwawo. Tym samym życiorys głównego bohatera urósł do rangi mitu. Cztery lata po jego śmierci do słuchaczy trafiła kolekcja niepublikowanych wcześniej utworów, a w niej 24 kompozycje z lat 1995-1997. Można zapomnieć o czasach, w których żałosny narkoman włóczył się bez celu po ulicach Los Angeles. "New Moon" to triumfalny comeback. Amerykańska prasa pisała: "Zza grobu gwiazda Elliotta Smitha świeci jasno". Jak kamień w wodę Często wraz ze śmiercią rodzi się legenda. Jedną z najsłynniejszych stał się z pewnością Brian Jones, gitarzysta i założyciel Rolling Stonesów. Cztery lata temu do kin trafił film zafascynowanego muzykiem Stephena Woolleya. "Stoned: The Wild and Wycked World of Brian Jones". Tę jego fascynację podziela wielu, bo to Jones wymyślił The Rolling Stones i był liderem grupy. Był też uosobieniem rewolucji obyczajowej, jaka dokonywała się w latach 60. Tak widział to Volley: "Hedonistyczne podejście do świata doprowadziło go do fatalnego końca. Tak naprawdę lata 60. były bardzo pogodne, naiwne, wypełnione młodością. Z czasem to wszystko zostało uziemione przez państwo, społeczeństwo itd., co w końcu doprowadziło je do samounicestwienia". W ostatniej scenie filmu Jones mówi: "Byłem szczęśliwy. Jednak ze szczęściem jest jeden problem - jest nudne". A on uciekał od nudy. Eksperymentował z narkotykami, dostał wyrok za ich posiadanie. Złoty chłopak flirtował też z ciemną stroną mocy, słynne są jego zdjęcia w mundurze SS-mana. Za sprawą menedżera stopniowo degradowany z pozycji lidera, coraz bardziej odsuwał się od zespołu, by z początkiem czerwca 1969 roku się z nim rozstać. Miał 27 lat, gdy kilka tygodni później przyjaciółka znalazła go martwego w basenie. Policja stwierdziła zgon w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Ale na temat tej śmierci fani grupy spekulują do dziś. Trwał właśnie remont domu. Jones zatrudnił ekipę budowlaną Franka Thorogooda. Podobno ten ostatni przyznał się do morderstwa po dwudziestu latach, tuż przed własną śmiercią. W sierpniu ubiegłego roku "Daily Mail" pisało o nowych dowodach sugerujących, że Jones został zamordowany. W październiku ubiegłego roku portal podał: Detektywi sądowi nie decydują się na ponowne otwarcie sprawy. Od śmierci minęło czterdzieści lat, ale nazwisko muzyka The Rolling Stones wciąż wywołuje kontrowersje. Koniec maja, jedenaście lat po tym, jak reklama przypomniała światu o Nicku Drake'u, AT&T, amerykański gigant telekomunikacyjny, sięgnął po jego "From the Morning" z płyty "Pink Moon". "Wznosimy się i jesteśmy wszędzie" - w kontekście śmierci artysty te słowa brzmią wyjątkowo. Jest rok 2010, jego muzyka jest wszędzie. Parę dni temu Al Pacino zapytany przez dziennikarzy, co nuci, odpowiedział: Nicka Drake'a. "Cello Song" wpada w ucho, słyszał ją na planie reklamy kawy, w której zagrał. Szkoda, że bez słów. Spodobałyby mu się: "So forget this cruel world/ Where I belong/ I'll just sit and wait/ And sing my song/ And if one day you should see me in the crowd/ Lend a hand and lift me/ To your place in the cloud". Czysta poezja: "Więc zapomnij o tym okrutnym świecie/ Do którego należę/ Ja po prostu siedzę i czekam/ I śpiewam moją piosenkę/ I jeśli pewnego dnia zobaczysz mnie w tłumie/ Podaj mi rękę i unieś w swoje miejsce pośród chmur". Jest tam? Być może. Nam zostały akordy, nuty, emocje. I muzyka, która wciąż jest żywa. A do tego ma zamkniętą w sobie tajemnicę.

Wojciech Kilar: "bawię się muzyką, instrumentami, dźwiękami". Wojciech Kilar w 2010 roku. Foto: EAST NEWS/Aleksander Rabij i Krystyna Rabij. 9 lat temu, 29 grudnia 2013 roku, zmarł Wojciech Kilar - wybitny kompozytor muzyki symfonicznej i filmowej. Odniósł sukces międzynarodowy dzięki muzyce do filmu Francisa Forda Coppoli pod

Film z 2007 roku, w którym główną rolę zagrał Will Smith, opowiada o postapokaliptycznym świecie, w którym śmiercionośny wirus, stworzony przez przypadek przez naukowców podczas próby zmodyfikowania wirusa odry dla uzyskania leku na raka, zabił 99 proc. ludzi, a pozostałych zamienił w krwiożercze stwory. Bohater Smitha gra wirusologa, który żyjąc na opustoszałym Manhattanie, pracuje nad stworzeniem lekarstwa dla zakażonych wirusem ludzi. Teorie spiskowe Tymczasem w mediach społecznościowych od kilku miesięcy krążą niepoparte faktami posty i memy, według których taki los podzielą osoby, które zaszczepią się przeciwko koronawirusowi. Część tych treści Facebook oznaczył jako dezinformujące - zwróciła uwagę BBC. W zeszłym tygodniu dziennik "New York Times" donosił, że właściciel salonu optycznego w Nowym Jorku usiłował przekonać swoich pracowników, żeby się zaszczepili, ale "jedna z pracownic powiedziała, że obawia się to zrobić, bo w +Jestem legendą+ szczepionka spowodowała przemianę ludzi w zombie". W odpowiedzi na ten artykuł współscenarzysta filmu, Akiva Goldsman napisał na Twitterze: "O. Mój. Boże. Ja to zmyśliłem. To. Nie. Jest. Prawda". "Jestem legendą" to obok "Ludzkich dzieci" i "Matrixa" jest z filmów wykorzystywanych przez antyszczepionkowców do rozprzestrzeniania nieprawdziwych informacji.
Budżet filmu: 150 milionów dolarów; Nie zapominajmy jednak, że dotychczas zagrał w wielu znakomitych filmach, a jednym z nich jest Jestem legendą z 2007 roku. I, co ciekawe, produkcja ta
Kategorie Dyskusje Aktywność Zaloguj się Muzyka z filmu jestem legendą papcia Użytkownik o 19:50 w Dyskusje muzyczne Jak znalesc głowna ścieżkę muzyczną z filmu " jestem legendą " szukam na you tube ale nie wiem , nie chodzi mi o Boba Marleya Odpowiedzi Cool_As_Ice Moderator o 19:57 Hhhmm może link z soundtrackiem rozwiąże twój problem. papcia Użytkownik o 20:05 Ale w tym sęk że nie mogę znaleźć tego na you tube :/ Cool_As_Ice Moderator o 20:18 Ale dlaczego szukasz tego na YT , podrzucę ci linka do gotowej paczki z piosenkami : [link: Podziękował(a) (1)papcia papcia Użytkownik o 20:29 znalazłam już ale Cool_As_Ice dziekuję za pomoc :) Cool_As_Ice Moderator o 20:33 Rozumiem,cieszę się,że sobie sama poradziałaś , pozdrawiam. Aby dodać odpowiedź, musisz się zalogować lub zarejestrować.
Napisy dla filmu Jestem legendą, I Am Legend 2007r. Utrzymujemy się z reklam oraz wsparcia użytkowników. Jeśli chcesz, by serwis pozostał darmowy, wyłącz adblocka lub dorzuć się.
Autor: Paweł Słomka | Dodano: 07 mar 2022 12:23 Premiera filmu The Batman z 2022 roku ujawnia soundtrack z motywem głównym opartym o piosenkę Nirvany. W zeszłym tygodniu odbyła się premiera długo wyczekiwanego filmu The Batman, który na nowo przestawił historię Bruce’a Wayne’a, mrocznego mściciela miasta Gotham. Film wyreżyserowany przez Matta Reeves’a prezentuje zupełnie nowe podejście do historii Batmana, skupiając się na bardzo mrocznym klimacie, łącząc go z wątkiem kryminalnym i detektywistycznym. Duża rolę w produkcji odgrywa ścieżka dźwiękowa. The Batman 2022 soundtrack został stworzony z motywem głównym muzyki Nirvany, a konkretniej piosenki Something in the way. Oczywiście poza motywem głównym jest niemal 2-godzinna produkcja autorstwa Michael Giacchino, w której możemy wsłuchać się w motywy zarówno mroczne jak i posiadające w sobie nutę nadziei. Całościowo ścieżka dźwiękowa odgrywa bardzo ważną rolę w filmie, chociaż w niektórych momentach jest jej zbyt dużo. Dla tych, którzy chcieliby zagłębić się w dźwięki nowego The Batman zapraszam do odsłuchania jej na Youtube. Historia przedstawiona w filmie The Batman pokazuje pierwsze dwa lata działalności Bruce’a Wayne’a jako nocny mściciel. Spadkobierca fortuny ma w sobie ogromne pokłady gniewu, które stara się rozładować polując na przestępców w trakcie nocnego polowania w zepsutym przestępstwami Gotham. Film The Batman od 4 marca jest już w polskich kinach. Tagi: hot, muzyka, ścieżka dźwiękowa, soundtrack, The Batman
.
  • vswmfb1xjg.pages.dev/767
  • vswmfb1xjg.pages.dev/141
  • vswmfb1xjg.pages.dev/520
  • vswmfb1xjg.pages.dev/806
  • vswmfb1xjg.pages.dev/688
  • vswmfb1xjg.pages.dev/605
  • vswmfb1xjg.pages.dev/460
  • vswmfb1xjg.pages.dev/15
  • vswmfb1xjg.pages.dev/573
  • vswmfb1xjg.pages.dev/102
  • vswmfb1xjg.pages.dev/636
  • vswmfb1xjg.pages.dev/996
  • vswmfb1xjg.pages.dev/649
  • vswmfb1xjg.pages.dev/252
  • vswmfb1xjg.pages.dev/565
  • muzyka z filmu jestem legendą